Siedem grzechów głównych Zachodu na froncie rosyjskiej wojny informacyjnej

Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji
Author: Centrum Analiz Propagandy i DezinformacjiEmail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Od lat coraz więcej miejsca w debacie publicznej zajmują kwestie związane z zagrożeniami wynikającymi z prowadzonej przez Rosję przeciwko całemu światu zachodniemu wojny informacyjnej, a mimo to świadomość i wiedza społeczeństw na ten temat pozostaje na niewystarczającym poziomie. Jest tak m.in. dlatego, że większość kwestii z nią związanych pozostaje w zaciszach gabinetów i kuluarów ministerstw spraw wewnętrznych i obrony, a nawet na poziomie NATO kwestie bezpieczeństwa informacyjnego traktowane są rozdzielnie od kwestii cyberbezpieczeństwa, chociaż większość wrogich operacji prowadzona jest w cyberprzestrzeni. Czy to na pewno właściwy kierunek?

Z punktu widzenia pracy analitycznej oraz biorąc pod uwagę doświadczenia różnych środowisk w Polsce i Europie pracujących z identyfikacją i przeciwdziałaniem wrogim działaniom informacyjnym, można wyodrębnić następującą listę podstawowych błędów Zachodu na froncie wojny informacyjnej:

1. Sprowadzanie wojny informacyjnej do kwestii fałszywych informacji (fake news)

Fałszywe informacje są narzędziem dezinformacji, czyli są tylko jednym z elementów szerokiego repertuaru operacji informacyjnych i psychologicznych, które jednocześnie mogą być prowadzone w czasie wojny i pokoju. Innymi słowy są wykorzystywane do prowadzenia wojny informacyjnej. W przypadku analizowania tej ostatniej to owe nieprawdziwe informacje nie mogą być rozpatrywane jako „byty niezależne” i bez szerszego kontekstu ich publikacji, prowadzi to bowiem do absurdów, jak nazywanie fake newsem kampanii marketingowych czy reklamowych prywatnych przedsiębiorstw. Dlatego też, na co zwróciła w końcu po latach Komisja Europejska, nie ma znaku równości pomiędzy fałszywymi informacjami a dezinformacją, gdyż ta ostatnia to złożony proces. Rozprzestrzenianie fake newsów jako element operacji informacyjnej lub psychologicznej to celowe działania mające za zadanie zakłócanie procesów myślowych (zwłaszcza kognitywnych) określonych grup społecznych. Służą też wywołaniu chaosu informacyjnego, budowaniu fałszywych lub nieprawdziwych zbiorów faktów (tzw. alternatywnej rzeczywistości poznawczej) poprzez wzmacnianie istniejących lub budowanie nowych narracji (tj. subiektywnych wykładni światopoglądowych), a w sposób szczególny podważaniu zaufania do: a) mediów, b) instytucji państwowych, c) systemu politycznego, d) indywidualnych polityków lub urzędników, e) społeczeństwa obywatelskiego, f) instytucji czy organizacji międzynarodowych, a tym samym do ładu i porządku publicznego i międzynarodowego. Wojna informacyjna to celowe działania ukierunkowane na destabilizację sytuacji wewnętrznej przeciwnika przy wykorzystaniu różnych metod i środków, zarówno przez podmioty zagraniczne, jak i krajowe. Dystrybucja fałszywych informacji to tylko jeden z nich. Błędna identyfikacja natury problemu powoduje stan, w którym nie ma pełnej świadomości powagi zagrożenia wśród elit i społeczeństw. 

2. Brak nawyków z obszaru higieny informacyjnej

Postępujący rozwój technologiczny i rosnący dostęp do internetu nie idą w parze z rozwojem nawyków i mechanizmów cyberbezpieczeństwa, ale i umiejętności korzystania z informacji przez użytkowników. W tym momencie trzeba też pamiętać, że państwa nie są w stanie zapewnić ustawami bezpieczeństwa obywateli i żaden przepis czy urzędnik tego nie zagwarantują – bezpieczeństwo zależy przede wszystkim od nas samych. Obok działania państw musi być zaangażowanie samych obywateli. To wszystko udowodniły globalne ataki hakerskie, ale i masowe rozprzestrzenianie się zmanipulowanych lub fałszywych informacji – zarówno w mediach społecznościowych, jak i tych tradycyjnych. Pokazuje to, że praca z weryfikacją źródeł czy fakt-checkingiem to nierzadko wyzwanie dla samych dziennikarzy. Teoretycznie proste zasady związane z higieną informacyjną, jak chociażby sprawdzenie czy nagła „sensacyjna” informacja pojawiła się chociaż w trzech największych agencjach prasowych czy dużych mediach, unikanie czerpania wiedzy o świecie wyłącznie z mediów wyprofilowanych politycznie czy nie podawanie dalej w mediach społecznościowych niesprawdzonych informacji niszowych lub nieznanych portali, które nie mają informacji ani o właścicielu, ani nawet sami autorzy się pod nimi nie podpisują – wciąż nie są przestrzegane. Ułatwia to rozprzestrzenianie się wspomnianych już narracji, czyli interpretacji rzeczywistości oraz teorii spiskowych. To, wraz z populizmem i nadmierną ideologizacją życia społeczno-politycznego zwiększa polaryzację społeczną, a wręcz niszczy społeczeństwa od środka, podważając zaufanie do państwa, mediów, autorytetów, ale i informacji jako takiej, w takiej rzeczywistości nie ma bowiem pojęcia prawdy, są wyłącznie jej interpretacje. To są właśnie cele wrogich działań informacyjnych. Do tego, korzystając jedynie z mediów, z którymi chcemy się zgadzać, powodujemy powstawanie tzw. baniek informacyjnych, czyli zamkniętych rzeczywistości poznawczych, do których nie docierają wszystkie fakty lub są one do tego stopnia zniekształcone lub niepełne, że stają się idealnymi ekosystemami do prowadzenia działań propagandowych i dezinformacyjnych. Z bańkami informacyjnymi, ale i polaryzacją społeczną wiążą się nie tylko kwestie bezpieczeństwa informacyjnego, ale i społeczno-polityczne. Od lat mieliśmy do czynienia z tzw. grupami wykluczonymi, do których zaliczyć można m.in. organizacje skrajnie prawicowe, konserwatywne czy inne, które obecnie stają się coraz bardziej wpływowe lub wokalne, ale w podobny sposób można spojrzeć na starsze pokolenia rozpoczynające korzystanie z internetu. W takich grupach użytkowników występuje szereg podwyższonych podatności na wrogie działania informacyjne. Jak może to wyglądać w skali masowej pokazuje sytuacja w Indiach, gdzie zwiększone korzystanie z Facebooka przez różne grupy niedoświadczonych użytkowników, traktujących tą platformę jako główne źródło informacji, doprowadziło do fali pomówień, a później publicznych linczów, a nawet śmierci osób fałszywie o coś oskarżonych. 

3. Nieumiejętna lub niewystarczająca komunikacja strategiczna

Zdecydowana większość państw zachodnich nie tylko stała się świadoma zagrożeń informacyjnych, widząc przykłady z USA, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Włoch, Węgier, Czech, Szwecji czy Niemiec, ale i podjęła szereg konkretnych działań związanych z opracowaniem strategii i mechanizmów bezpieczeństwa, w tym na poziomie instytucjonalnym. Są one jednak nadal niewystarczające. Jest tak m.in. dlatego, że działania informacyjne w tym zakresie, zwłaszcza te skierowane do społeczeństwa obywatelskiego, a już tym bardziej jakikolwiek dialog z nim, pozostają nie tylko w Polsce w sferze niepoprawnego idealizmu. Państwa bowiem wybierają nie informować ani odnośnie celów swoich działań, ani swoich odpowiedzi na zagrożenia. Wyjątkami będą tu państwa bałtyckie, Szwecja, Finlandia i częściowo Czechy. Brak zaawansowanego dialogu z własnymi społeczeństwami w ostatecznym rozrachunku ułatwia działanie infoagresorom – nieświadome zagrożeń społeczeństwa regularnie czytają w swoich krajowych mediach o tym, jak ich państwa przecież „nic nie robią w obszarze przeciwdziałania zagrożeniom informacyjnym” czy jak „władza zajmuje się opozycją zamiast identyfikacją i powstrzymywaniem wrogich podmiotów”. Nie dzielenie się swoimi planami czy sukcesami nie musi oznaczać jednak ich braku. 

4. Upolitycznianie kwestii bezpieczeństwa informacyjnego

Wysoki poziom polaryzacji społecznej, funkcjonowanie wspomnianych baniek informacyjnych oraz zwiększony poziom ideologizacji życia społeczno-politycznego widoczny w wielu państwach zachodnich powoduje, że kwestie bezpieczeństwa narodowego, w tym informacyjnego, stają się polem do działania populistów, biznesmenów / oligarchów czy grup interesów, a ostatecznie przedmiotem gier politycznych. Wykorzystywanie kwestii zagrożeń informacyjnych do wewnętrznych walk politycznych, zwłaszcza poprzez siły radykalne czy te chociażby prorosyjskie lub antyeuropejskie, jest w gruncie rzeczy kolejnym elementem operacji informacyjnych i psychologicznych prowadzonych przeciwko Zachodowi. Ma to na celu kreowanie chaosu informacyjnego oraz dalszą destabilizację wewnętrzną państw, w tym potencjalnie realizację i innych celów, pokrywających się z polityką zagraniczną mocarstwa wspierającego danego polityka czy ugrupowanie polityczne. Dość wspomnieć tu o takich politykach, jak Marine Le Pen, Nigel Farage czy zwiększający swoją aktywność w Europie były doradca Donalda Trumpa Steve Bannon, który obiecuje zniszczyć Unię Europejską od środka. Konieczne jest wypracowanie apolitycznego kompromisu, związanego z kwestiami bezpieczeństwa narodowego, w tym w sposób szczególny bezpieczeństwa informacyjnego. 

5. „Dziennikarstwo opinii” zamiast „dziennikarstwa faktu”

Problemy, z którymi borykają się zachodni dziennikarze, to niski poziom zarobków, rosnąca dynamika zdarzeń, pościg za „klikalnością”, ale i algorytmy mediów społecznościowych czy zmieniające się nawyki użytkowników, które wpływają na dystrybucję treści on-line. Coraz mniej czasu lub zawodowej stymulacji do weryfikacji źródeł powoduje szybkie rozprzestrzenianie się fałszywych, zmanipulowanych lub dezinformacyjnych przekazów. W połączeniu z tytułami mającymi oddziaływać na emocje powstają nowe, niebezpieczne mechanizmy. Do tego dochodzi fakt, że wśród przedstawicieli tego zawodu panuje powszechne przekonanie, że czytelnik ma „ograniczone możliwości intelektualne”, więc trzeba pisać jak najprościej. Mimo tego, że nie da się do końca pewnych rzeczy wytłumaczyć ani krótko, ani prosto. Powstaje więc błędne koło – redakcje rzekomo dostosowując się do czytelników, same wpływają na obniżający się poziom debaty publicznej. To też powoduje, że odchodzi się od merytorycznych publikacji, a dominować zaczynają komentarze i publicystyka, która jest w gruncie rzeczy tylko opinią, a nie analizą. W gąszczu opinii pozbawionych danych czy warsztatu bardzo łatwo jest o instalowanie wrogich narracji, w tym pod płaszczem obiektywności dziennikarskiej. Ten ostatni zabieg, na który od dawna powołują się ukraińskie media będące własnością prorosyjskich oligarchów, właśnie obiektywnością tłumaczą stałą obecność prorosyjskich lub antyeuropejskich ekspertów w swoich studiach telewizyjnych czy na swoich łamach. Prowadzona na coraz większą skalę i coraz to nowymi metodami wojna informacyjna wymaga redefinicji roli dziennikarza i zmiany podejścia redakcji do kwestii fact-checkingu, weryfikacji źródeł, ale i bezpieczeństwa informacyjnego, które musi być apolityczne. W samej Polsce dawanie przestrzeni stałym komentatorom prorosyjskiego Sputnika, uczestnikom wyreżyserowanych dyskusji politycznych w kremlowskich ośrodkach propagandowych czy rosyjskim propagandystom takim jak Aleksandr Dugin, biorąc pod uwagę niski poziom świadomości zagrożeń informacyjnych w społeczeństwie, wpisują się w cele jakie stawia sobie w Polsce rosyjska propaganda. 

6. Traktowanie państwa-agresora jak równego i wiarygodnego partnera do dialogu

W przestrzeniach informacyjnych państw europejskich mamy powszechną sytuację, w której po kolejnych atakach Rosji przeciwko państwom zachodnim lub sojusznikom UE i NATO, prowadzone są dyskusje oderwane od faktu, że od 2014 roku i aneksji Krymu, a nawet już wcześniej, bo od wojny w Gruzji w 2008 roku agresor i jego cele są powszechnie znane. Retoryka w stylu: „to nie była aneksja, bo Krym był od zawsze rosyjski” jest nie tylko nie zgodna z faktami, ale i całkowicie ignoruje złamanie porządku prawno-międzynarodowego. Zarówno po zamachu na Siergieja Skripala, jak i po ostatnim ataku rosyjskich jednostek marynarki wojennej na okręty ukraińskie, tj. pierwszego od czterech lat formalnego ataku rosyjskiej armii na Ukrainę, z pogwałceniem prawa międzynarodowego, mamy obecną dyskusję, w której argumenty państwa-agresora są przez część mediów czy ekspertów traktowane na równi z argumentami ofiary agresji. Jest to sytuacja nie tylko niebezpieczna, ale i absurdalna. 

7. Brak adekwatnej odpowiedzi na poziomie krajowym i międzynarodowym

Niski poziom świadomości i skali zagrożenia oraz jego natury, a także dążenia państw do ograniczania komunikacji z własnymi społeczeństwami i traktowanie zagrożeń informacyjnych i psychologicznych jako wyłącznej domeny struktur państwowych, mają swoje dalekosiężne skutki. Społeczeństwa obywatelskie nie mają bowiem odpowiedniego instrumentarium, wiedzy i przestrzeni do samoedukacji i zwiększania w sposób naturalny własnej odporności. To z kolei powoduje, że wciąż walczymy z zagrożeniami, które od lat są znane i są jedynie wierzchołkiem góry lodowej, czyli działamy reaktywnie, nie proaktywnie. Można też zakładać, że w przypadku zaawansowanej operacji informacyjnej, poza wąską grupą ekspertów na zapleczu władzy większość nieprzygotowanego społeczeństwa nie byłaby w stanie odpowiednio ocenić zagrożenia i mogłaby być podatna na działania infoagresora działając zgodnie z jego oczekiwaniami, zanim rządy przygotowałyby odpowiednią komunikację, ale i co ważniejsze – dotarłyby z nią w sposób masowy do odbiorców. W takiej sytuacji różni politycy, w tym ci finansowani lub wspierani przez Rosję, mają przestrzeń do działania, odwołując się do wybranych grup wyborców, będących nieświadomymi ofiarami działań psychologicznych i informacyjnych. Powstają też sytuacje, w których zamiast o kwestiach bezpieczeństwa w centrum debaty publicznej są spory polityczne, kwestie personalne lub czysty populizm, w ramach którego instalowane są prorosyjskie lub antyzachodnie przekazy i narracje. Unia Europejska to organizacja zrzeszająca obecnie wciąż 28 państw – skuteczny atak informacyjny i doprowadzenie do władzy przyjaznych sobie ugrupowań w tylko jednym kraju członkowskim uniemożliwia prowadzenie skutecznych działań dyplomatycznych całej organizacji. Warto więc pamiętać, że jako Zachód jesteśmy tak silni, jak nasze najsłabsze ogniwo.

dr Adam Lelonek